Monika Chróścicka - Wnętrzak Wicemiss Polonia 1995

Monika Chróścicka  - Wnętrzak – ur. w Słupsku. Laureatka konkursu piękności posiadająca tytuł I Wicemiss Polonia 1995. Reprezentowała Polskę na konkursie Miss Universe 1996 w Las Vegas w USA. Modelka, dziennikarka oraz bizneswoman.
Czy mój udział w konkursie  Miss Universe 1996 coś zmienił? Oczywiście! Zmienił całe moje życie. Ale od początku...
Miss Universe, w którym uczestniczyłam w 1996, był bardzo szczęśliwą edycją, ponieważ jego organizacją zajął się Donald Trump i prawie od razu konkurs zaczął detronizować pozycję Miss World.  Obecnie to najbardziej prestiżowy konkurs i taki, podczas którego kandydatki opływają w zaszczyty i przyjemności.
Ja osobiście, od pierwszego dnia, poczułam co znaczy „amerykańskie podejście” do takich wydarzeń. Firmy sponsorskie obsypały mnie podarunkami: buty, sukienki, kosmetyki, biżuteria… Dodam tylko, że wróciłam z 10 kg (!) nadbagażem. Każdego dnia bywałam na galach i przyjęciach wydawanych na naszą rzecz, a fani konkursu i kandydatek stali godzinami pod salą ćwiczeń w hotelu Alladyn, którą otoczono ścisłą ochroną.
Dzień pobytu wyglądał dość standardowo: ćwiczenia układów, posiłek, ćwiczenia, posiłek… Jednak każdego dnia czekały na nas inne atrakcje.  W mniejszych grupach (wszystkich kandydatek było 79) oglądałyśmy lokalne ciekawostki, a co wieczór uczestniczki Miss Universe były zapraszane na przedstawienie lub bankiet do hoteli i instytucji:  MGM, Mirage, Luxor. Odbywały się sesje zdjęciowe, mini konkursy, spotkania z fanami oraz typowe amerykańskie działania promocyjne, czyli spotkania charytatywne, powitanie ognia olimpijskiego, który właśnie był w Las Vegas, spotkanie z lokalnymi bożyszczami czyli drużyną baseballa,  zbiórki pieniężne i otwarcia obiektów… takie typowe zajęcia Miss.
Swój wolny czas dzieliłam pomiędzy hotelowy basen, spotkania z fanami i rozmowy z koleżankami. Miałam bardzo dobry kontakt z Miss Francji, Czech, Estonii oraz z Ali Landry (Miss USA), która kocha fitness i obecnie prowadzi na jego temat program w TV. Podczas pobytu w Las Vegas pozytywnych zaskoczeń było mnóstwo, ale było także jedno przykre zdarzenie, które na zawsze pozostanie ze mną. Byłam poruszona sytuacją jaka zaistniała pomiędzy Miss Izraela i Miss Libanu, a która była wynikiem politycznego konfliktu pomiędzy ich krajami. Tam, w ich domach walczyli ludzie, a one toczyły własną, cichą wojnę ze sobą. Młode, nowoczesne i światłe kobiety nie potrafiły wyjść z gorsetu nienawiści, jakie narzuciła im historia i czas teraźniejszy. Ich kontakty ograniczały się do wymownego milczenia, które było zauważalne przez wszystkich…. Dla mnie, ówczesnej studentki dziennikarstwa, było to otarcie się o rzeczywistość, o której dotąd tylko słyszałam na zajęciach. Nawet w takim miejscu polityka nie pozostawia nas obojętnych….
To taka tajemnica konkursu. Pozostałe wydarzenia były raczej zabawne lub pikantne, ale zostawię je tymczasem w swej pamięci i na inną okazję.
Show, show i jeszcze raz show. To kwintesencja mojego pobytu w rozrywkowym Las Vegas, którego zwieńczeniem był finał Miss Universe. To widowisko telewizyjne łączyło w sobie taniec, światła, pirotechnikę, niesamowitą scenografię i kobiecą urodę - mieszankę iście wybuchową przygotowaną w najwyższej jakości. Byłam oczarowana amerykańskimi umiejętnościami robienia widowisk. Niewątpliwie jeśli „show”, to tylko w ich wykonaniu. Wspaniałe były też widowiska, które oglądałam we wspomnianych hotelach. A działo się na nich wiele. Wśród przedstawień, które mi najbardziej utkwiły w pamięci była „Legenda króla Artura”. Show odbywało się w gigantycznym podziemiu hotelu, pod kasynem, gdzie wybudowano arenę. Miała ona wielkość boiska do hokeja, na którym zamiast tafli lodu był piasek. Na nim odgrywano elementy z życia Artura. Były wśród nich walki na koniach, tancerki, czary Merlina. Pamiętam, że podano nam wino w kuflach i kurczaka z brokułami, ale nie podano sztućców. Myślę, że pozostali widzowie mieli dużo radości obserwując blisko 100 elegancko ubranych młodych dam, które próbowały nie ubrudzić się i nie zmazać szminki, a wysiłek ich był od razu skazany na porażkę. Równie żywo zapamiętałam wspaniałe widowisko z białymi lwami i futurystyczno-operowe przedstawienie w hotelu MGM.
Wtedy, w 1996, w Polsce, takie rzeczy się nie działy. Śpiew, taniec, pióra, światła, ogień, akrobacje, fantastyczna muzyka i choreografia, a to podane z rozmachem i blichtrem. Wszystko  było niezwykle efektowne, a gdy jeszcze okazało się, że na finale Miss Universe, podczas prezentacji kolekcji wieczorowej, będą grały dla nas zawieszone w przestrzeni fortepiany, postanowiłam, że pokażę to w Polsce. I faktycznie, po powrocie szybko wkroczyłam na drogę pomysłodawcy i wykonawcy wyjątkowych widowisk. Wykorzystałam swoje predyspozycje i na wiele lat związałam się z rynkiem special events. Zawsze staram się by wydarzenia, pokazy mody, czy gale, które przygotowuję miały „to coś”, co dostrzegłam w  Las Vegas, czyli niesamowity rozmach, a zarazem dbałość o szczegóły. Obecnie, z racji studiów w łódzkiej filmówce, poszerzyłam swoje zainteresowanie o promocję filmową.  Jednak organizacja eventów, a w szczególności tych, które wymagają pomysłu i choćby odrobiny szaleństwa, pozostało moją pasją. Mam nadzieję, że połączę je obie i zajmę się też  organizacją produkcji widowisk telewizyjnych, które dają wręcz nieograniczone możliwości.
Moim takim „pokonkursowym” marzeniem jest ponownie spotkać Donalda Trumpa i opowiedzieć mu, jak konkurs zmienił moje zawodowe życie. Znając jego podejście do biznesu i życzliwości - byłby ze mnie dumny!
Przyszłym kandydatkom, chciałabym życzyć, by przede wszystkim bawiły się tam jeszcze lepiej niż ja i zdobyły jeszcze więcej, niż ja! Konkurs zaważył w sposób wyjątkowy na moim życiu i dziękuję za to losowi, a moim następczyniom dodatkowo, szczerze życzę KORONY!
Bardzo bym chciała, by zdobyła ją Polka!
Trzymam kciuki!